Kamil Wojciechowski
Współcześnie seksuologia jest bardzo aktywnie rozwijającą się dziedziną wiedzy, której celem jest odkrywanie elementów odpowiadających za zdrowie i dobrostan seksualny człowieka – zarówno w wymiarze indywidualnym jak i konkretnych par współżyjących ze sobą. Wydaje się, że bardzo ciekawą koncepcję dotyczącą sposobów, czy też stylów współżycia seksualnego, jako pierwszy przedstawił psycholog i seksuolog Donald Mosher. Tę koncepcję później rozwinął jeden z najbardziej cenionych współcześnie psychologów i seksuologów David Schnarch. Wprowadził on kategorie, które umownie nazwał „3 stylami uprawiania seksu”. Są to:
Ten umowny opis różnych zachowań seksualnych ma za zadanie pokazać, jak nasze myśli w czasie kontaktu seksualnego wpływają na funkcjonowanie seksualne, czy osiągniemy orgazm, co lubimy, a co nam przeszkadza. Jednak to, co najistotniejsze, to fakt, że poznanie tych mechanizmów pomaga zmienić nasze seksualne nawyki, byśmy potrafili jak najgłębiej przeżyć doświadczenie seksualne i wzmocnić więź z mężem/żoną.
Seksualny trans, emocjonalne zaangażowanie partnerskie oraz odgrywanie ról różnią się w wielu obszarach. Każdemu z nich przypisywana jest inna technika, klimat emocjonalny i charakter zaangażowania. To, który z wymiarów psychologicznych wydaje się dla nas ważniejszy, decyduje o kształcie naszych fantazji, o naszym rozumieniu pojęcia „dobry seks”, a także o znaczeniu seksu w ogóle. Od niego zależy także odpowiedź na pytanie, jak i gdzie pragniemy być dotykani przez żonę/męża.
W którym z tych 3 „stylów” uprawiania seksu rozpoznajemy siebie?
Jeśli odnajdujemy się w tym sposobie przeżywania kontaktów seksualnych, to z pewnością najważniejsza będzie koncentracja na doznaniach płynących z ciała, odczucie podniecenia, mrowienie w lędźwiach, kontrolowanie czy orgazm się zbliża. Jeśli tego właśnie najbardziej poszukujemy w seksie, będzie nam odpowiadał klimat prywatności, wyciszenia, niezakłóconego niczym spokoju i relaksu. Takie warunki pozwalają lepiej się skupić na zmysłowych doznaniach. Prawdopodobnie lubimy naprzemienność: raz skupiamy się na „braniu”, raz na „dawaniu” rozkoszy. Odpowiada nam powolny, powtarzalny sposób dotyku i potrzebujemy, aby partner był „nieinwazyjny”. Nie bardzo lubimy całowanie się, chociaż podoba nam się stymulacja warg. Podczas seksu preferujemy oszczędność w słowach, które mają służyć ewentualnemu przekazaniu informacji, gdzie i jak chcemy być dotykani.
Wielbicielom seksualnego transu ciężko jest dzielić się fantazjami czy pragnieniami, bo pozostają w świecie odczuć, a nie słów. Na początkowym etapie kontaktu seksualnego nie jesteśmy w stanie oddzielić się od codzienności, zapomnieć o nieodebranym telefonie, o sprzeczce z szefem czy o śpiącym w pokoju obok dziecku. Konsekwencje są oczywiste: nie zanurzamy się w doświadczeniu seksualnym i nie możemy nawiązać kontaktu z mężem/żoną.
Przy wyższym poziomie transu przebieg odczuć seksualnych angażuje uwagę. Niemniej pozostajemy wrażliwi na bodźce zewnętrzne. Rozpraszające myśli i uczucia w czasie gry wstępnej lub stosunku seksualnego wciąż zatrzymują nas na ziemi.
Seksualny trans może okazać się źródłem prawdziwej bliskości, jeśli trafia w preferencje obojga partnerów – żony i męża. Jednak często może prowadzić do poczucia „bycia wykorzystywanym” i ignorowanym przez drugą stronę, która – jak nam się wydaje – traktuje nas jak erotyczną zabawkę, skupiając się wyłącznie na własnych doznaniach. Mimo wszystko ta „autystyczna” cecha nie jest z góry wpisana w opisywany tu styl przeżywania seksu. Wszystko zależy od stopnia włączenia się partnerów w ten sposób współżycia.
Jedna to „wyciągnięcie” żony/męża z tej erotycznej alienacji i zażądanie by wrócił/ła myślami do nas. Druga to osiągnięcie wraz z partnerem najwyższego stopnia seksualnego transu, gdzie już nic nie będzie nas rozpraszać. Kiedy uda nam się osiągnąć najwyższy stopień uniesienia, możemy otworzyć oczy bez uszczerbku dla intensywności naszych doznań. Przy odpowiedniej wprawie i zaangażowaniu ten sposób przeżywania bliskości podczas seksu stanie się udziałem obojga – żony i męża.
Jeśli w wymiarze psychologicznym seksu najważniejsza wydaje się nam emocjonalna łączność z żoną/mężem, najprawdopodobniej bliska nam będzie kategoria emocjonalnego zaangażowania partnerskiego. Preferujemy wówczas czułe współdzielenie się rozkoszą w przeciwieństwie do typowej dla seksualnego transu naprzemienności. Lubimy grę wstępną z patrzeniem sobie w oczy, niekończącymi się pocałunkami i przytulaniem. Pragniemy kontaktu z całym ciałem żony/męża oraz wybieramy pozycje twarzą w twarz (choć może nam się wydawać, że seks z zamkniętymi oczami jest bardziej „romantyczny”). Rozmowy toczone w sypialni są pełne czułych słówek, a fantazje seksualne krążą wokół zalotów, romansów, walentynek i piosenek o miłości.
Jeśli odpowiada nam ten sposób uprawiania seksu, zapewne kojarzymy go ze związkiem pomiędzy ciepłymi, czułymi i troszczącymi się o siebie nawzajem partnerami. W tym kontekście „dobry seks” to taki, który jest sposobem na lepsze poznanie żony/męża w toku rozwijającego się romansu lub też zaspokaja naszą ciekawość, jakim jest ona/on kochankiem. O „dobrym seksie” mówimy tu również, gdy małżonkowie zatapiają się w sobie, przynajmniej przez moment czują że „stanowią jedno”.
W emocjonalnym zaangażowaniu partnerskim najbardziej pożądany wydaje się być typ, który można by nazwać „wyjątkowy związek”: małżonek jest niepowtarzalną osobą, zajmującą wyjątkowe miejsce w życiu. Jego szczęście i satysfakcja są równie ważne jak nasze. Współczucie, zrozumienie, wzajemność i uczciwość są wiodące w relacji między partnerami. Seks staje się formą duchowej jedności. W tego rodzaju relacji małżonek zawsze będzie wyłącznym partnerem, zdolnym do tworzenia wyłącznej więzi.
Jeśli lubimy w erotycznym otoczeniu odgrywać przypominające filmowy scenariusz fantazje, zapewne jesteśmy zwolennikami odgrywania ról.
Zamiast szeptać sobie do ucha sekretne pragnienia, realizują je „tu i teraz”. Jeśli lubimy odgrywanie ról, seks jest dla nas sceną. Chcemy, by scenografia była wyrazista i przemawiająca do wyobraźni. Sypialnia i łazienka to teatrum dla naszego aktorstwa. Być może odpowiada nam seks na stole kuchennym, pod gołym niebem czy w miejscu, w którym towarzyszy nam ryzyko, że ktoś nas zobaczy. Takie okoliczności byłyby nie do przyjęcia dla zwolenników transu seksualnego czy emocjonalnego zaangażowania partnerskiego, ponieważ przeszkadzałyby zarówno w skupieniu na własnych doznaniach, jak i na partnerze.
Każdy, kto lubi dobry teatr, wie, że rekwizyty kreują nastrój i ułatwiają przeniesienie się do alternatywnej rzeczywistości. Zwolennicy odgrywania ról dobrze wiedzą, że ubiór „czyni” i mężczyznę, i kobietę. Mają otwarte oczy i w pełnym świetle pragną odgrywać ulubiony spektakl – chyba, że scenariusz przewiduje inaczej.
Jeśli podoba nam się odgrywanie ról, seks wciąga nas jak dobra powieść. Gdy jest przeciętny, czujemy się drętwo jak na szkolnym przedstawieniu. Kiepski seks jest jak kiepski film – najchętniej wyszlibyśmy z kina! Natomiast gdy jest cudownie, „stajemy się” bohaterami do tego stopnia, że zachowania i emocje pojawiają się automatycznie.
Orgazmy bywają bardzo ekspresyjne i gwałtowne.
Zaangażowanie w odgrywaną rolę ze względu na współmałżonka może być bardzo autentyczne i przynieść obojgu wiele przyjemności. Z drugiej strony nie można dobrze odgrywać roli, jeśli czujemy się w tym źle, chyba że stanie się to częścią naszej mapy erotycznej.
Wydaje się, że ten rodzaj erotyzmu umożliwia niespotykaną różnorodność kontaktów seksualnych z tą samą osobą przez całe życie. W przeciwieństwie do opinii, że seksualna nuda wynika z długości spędzonego wspólnie czasu, można postawić tezę, że potrzeba wręcz całego życia, by zbadać wszystkie potencjalne scenariusze seksualne.
Jaki sposób przeżywania kontaktów seksualnych jest najlepszy? Czy jakiś jest preferowany? Do którego mamy oboje dążyć, uczyć się?
Zawężenie przeżywania seksu do jednego z wymienionych wymiarów ogranicza naszą ekspresję seksualną, szczególnie jeśli udział jest powierzchowny, umniejsza intymną bliskość z małżonkiem.
Jeśli rozwiniemy zdolność do przeżywania kontaktów seksualnych do wszystkich trzech „stylów”, może to przynieść kilka niezwykłych korzyści:
Artykuł opublikowany na portalu: szansaspotkania.pl
O mnie
Ukończyłem kierunek „Seksuologia Kliniczna” w Instytucie Psychologii UAM w Poznaniu oraz jestem absolwentem Teologii (Wydział Teologiczny UAM w Poznaniu), gdzie napisałem pracę mgr pt. „Współżycie małżeńskie w świetle „teologii ciała” Jana Pawła II”.
Ostatnie wpisy
[wpforms id=”4287″ title=”false”]