David Schnarch
Niewiele par może pochwalić się zgodnością w kwestii siły pożądania seksualnego. Prawdopodobnie niemal w każdym związku jedna osoba dąży do współżycia bardziej intensywnie i częściej niż druga. Wiele osób – głównie kobiet – nie odczuwa silnego pożądania, nie ma silnych potrzeb seksualnych, a jednak cieszą się namiętnym współżyciem, kiedy już do niego dojdzie. Takie kobiety nie mają ochoty na seks, dopóki partner go nie zainicjuje.
Inicjacja seksualna to suma prostych gestów miłości ze strony męża: przytulenie, pogłaskanie, wsparcie słowne, pomoc przy obowiązkach domowych. Dla kobiet seks zaczyna się na długo przed aktywnością seksualną, jest więc błędem uważać, że mężczyzna i kobieta powinni reagować w ten sam sposób.
Dla osoby o słabym libido takie przekonanie jest argumentem, żeby nie interesować się współżyciem, z kolei dla osoby o silnym libido – by interesować się nim jeszcze bardziej. Przy tak sprzecznym, choć zbudowanym na tym samym założeniu podejściu, konflikt jest nieunikniony. Osoba o silnym libido może czuć się odrzucona i urażona odmową współżycia, natomiast osoba o słabszym libido, z uwagi na swoje niewielkie zainteresowanie seksem, może czuć się oskarżana, wybrakowana. W rzeczywistości, gdy osoba o niższym poziomie pożądania zacznie współżyć mimo braku uprzedniego pragnienia tego, po wstępnym czasie rozbudzenia może “dorównać” siłą podniecenia drugiej stronie i być najlepszym kochankiem na świecie.
Poziom testosteronu u mężczyzny regulowany jest stałym strumieniem. Porównajmy go do rzeki, która płynie nieprzerwanie. Kobiece pożądanie można za to porównać do brzegu morza – poziom jej hormonów regulują „przypływy i odpływy” zależne od dnia cyklu.
Mężczyzna ma 17 gruczołów płciowych, które są aktywne dzień i noc, produkując nasienie w jądrach. Z pewnością u mężczyzn wahania poziomu hormonów są zjawiskiem nie tak częstym jak u kobiet, co przekłada się na również na rzadziej spotykane problemy natury seksualnej.
Kobieca gospodarka hormonalna jest dużo bardziej skomplikowana. Największy wpływ na zachowania seksualne kobiet ma – podobnie jak u mężczyzn – testosteron. Badania wykazały jego stymulujący wpływ na pożądanie i podniecenie seksualne, przekrwienie pochwy, a także na osiągnięcie orgazmu.
Poziom testosteronu rośnie wraz z częstotliwością współżycia. Częstsze współżycie będzie się więc przekładać na wzrost poziomu testosteronu i większą ochotę na seks. To oznacza, że pary które współżyją rzadko, powinny po prostu zacząć współżyć częściej. W przeciwnym razie na nagły poryw namiętności mogą czekać w nieskończoność, ponieważ ochota na seks najprawdopodobniej nie pojawi się sama. Błędem byłoby zaniechanie współżycia z racji braku ochoty na niego.
Mężczyźni przeżywają orgazm podczas penetracji. Ten męski model przeżywania orgazmu przez wieki funkcjonował jako jedyny możliwy (tak też uważał Z. Freud). Utrwaliło to przekonanie, że jeśli kobieta ma inny sposób przeżywania przyjemności seksualnej, to znaczy, że coś z nią jest nie tak. Z badań wiemy, że 30% kobiet regularnie szczytuje podczas stosunku, ale aż 70% zdrowych kobiet osiąga orgazm w trakcie penetracji tylko czasami, rzadko lub nigdy.
Uważa się też błędnie, że skoro męskie genitalia reagują w harmonii z emocjami, czyli podczas erekcji mężczyzna zazwyczaj jest podniecony, to kobieta musi przeżywać podniecenie tak samo.
Dzisiaj wiemy, że, choć czasami faktycznie tak się dzieje, to nawet całkowicie zdrowa kobieta może doświadczać „niezgodności podniecenia”, co oznacza, że wilgotność pochwy nie zawsze ma pokrycie w emocjach.
Na marginesie warto wspomnieć, że mężczyźni również tego doświadczają, choć w dużo mniejszym stopniu. Pouczające w tym względzie jest doświadczenie sądowe. Podczas rozpraw sądowych dotyczących spraw o gwałt, obrońcy reprezentujący sprawców wnosili, iż u zgwałconych kobiet badanie wykazało obecność płynu lubrykacyjnego w pochwie. Miało to świadczyć o rzekomej chęci tych kobiet do odbycia stosunku płciowego. Dopiero biegły sądowy, specjalista z zakresu seksuologii, mógł stwierdzić, że mogło dojść do „niezgodności podniecenia” u ofiar gwałtu.
Kolejny mit głosi, że skoro mężczyźni często odczuwają niespodziewaną, impulsywną ochotę na seks, to kobiety też powinny czuć spontaniczne pożądanie. W rzeczywistości zdarza się to rzadko. Całkiem zdrowe kobiety mogą nigdy w życiu nie odczuć spontanicznego pożądania. Zamiast niego odczuwają pożądanie responsywne – podniecają się wyłącznie w okolicznościach pełnych erotyzmu, w kontekście, który subiektywnie rozpoznają jako erotyczny, podniecający. To typ pożądania, który uaktywnia się w odpowiedzi na aktywność z zewnątrz. Pożądanie responsywne mówi: potrzebuję więcej powodów niż tylko to, że , żeby mieć ochotę na seks.
Jedna z koncepcji seksuologicznych – model podwójnej kontroli J. Bancrofta – mówi o tym, że całym życiem seksualnym człowieka zarządzają dwa mechanizmy: pobudzenia seksualnego oraz hamulców seksualnych. W myśl tej koncepcji najczęściej problemem kobiet nie jest niskie pożądanie, ale zbyt duża aktywność hamulców seksualnych. Jeśli porównamy potrzebę aktywności seksualnej do włącznika i wyłącznika to właśnie mechanizm pobudzenia będzie włącznikiem a mechanizm hamowania – wyłącznikiem pożądania. Łatwo można się domyślić, że kobiety zazwyczaj są dużo bardziej wrażliwe na bodźce hamujące pobudzenie seksualne niż mężczyźni.
U mężczyzny, seksualne pożądanie wzmocnione silnym bodźcem wzrokowym sprawia, że mechanizm hamowania jest niejako „uśpiony”. Dla kobiet hamulcem mogą być nawet pozornie błahe sprawy– jakiś gest, specyficzny zapach czy nawet wyziębione stopy (tak przy okazji: to najbardziej zaniedbana strefa erogenna kobiet).
Do najczęściej spotykanych hamulców seksualnych należą:
W tym kontekście należałoby przyjrzeć się okolicznościom bardziej sprzyjającym podnieceniu oraz tym, które je hamują i spróbować je przepracować. Oprócz otwartego i odważnego dialogu z mężem, pracy nad hamulcami seksualnymi, pomocne mogą być następujące działania:
Kiedy wczytamy się w literaturę seksuologiczną, zobaczymy, że istnieją koncepcje, które wyraźnie klasyfikują problem słabszego libido jako dysfunkcję – określając ją terminem HSDD (zespół obniżonego popędu seksualnego).
Główne przyczyny HSDD można podzielić na:
Leczenie zespołu obniżonego popędu seksualnego – oparte jest głównie na technikach terapii seksualnej oraz psychoterapii, jako że nie istnieje lek, który zwiększyłby poziom pożądania seksualnego u obu płci. Leczenie farmakologiczne można zaproponować jedynie pacjentkom po chirurgicznej menopauzie.
Skuteczne elementy terapeutyczne to m.in.:
Są też koncepcje wskazujące na inny typ pożądania w przypadku kobiet, który wymaga obecności kilku elementów „budzących” kobiece pożądanie – mówimy tu o omówionym w artykule pożądaniu „responsywnym”. W związku z powyższym – może należałoby pytanie zawarte w tytule artykułu zadać nieco inaczej – czy konkretna para małżeńska dostarcza sobie nawzajem odpowiednich dla siebie bodźców pobudzających seksualność? Czy konkretna para unika – po wcześniejszym omówieniu – bodźców hamujących ich pobudzenie seksualne?
Wydaje się, że takich informacji mogą małżonkowie sobie udzielić wyłącznie poprzez wzajemny, otwarty, pełen zaufania dialog małżeński oraz uzupełnienie podstawowej wiedzy seksuologicznej.
Artykuł opublikowany na portalu: szansaspotkania.pl
O mnie
Ukończyłem kierunek „Seksuologia Kliniczna” w Instytucie Psychologii UAM w Poznaniu oraz jestem absolwentem Teologii (Wydział Teologiczny UAM w Poznaniu), gdzie napisałem pracę mgr pt. „Współżycie małżeńskie w świetle „teologii ciała” Jana Pawła II”.
Ostatnie wpisy
[wpforms id=”4287″ title=”false”]